Winyle

Okładki płyt

Wojtek Szczurkowski
Wojtek Szczurkowski
07.07.2014

Nie mogę udawać, że ten tekst stanowi wyczerpujące kompendium wiedzy na temat wszystkich zaprojektowanych okładek płyt, wszystkich gatunków muzycznych i wszystkich kiedykolwiek nagranych płyt. Ich wybór nie opiera się na żadnych naukowych podstawach. Są tu jedne z moich ulubionych jak i całkowicie obojętne, ale za to mające fantastyczne opakowanie. Najtrudniejszy był moment co należy pominąć.

Druga połowa zeszłego stulecia przedstawia dla historyka sztuki wdzięczne pole badań. Można przyjąć, że osiągnięcia artystyczne jednej generacji nic nie znaczą dla następnej i stają się „niemodne” (patrz rozwój okładek płyt w każdej dekadzie od lat '50 do '90). Jednak w momencie gdy dzieła i przedmioty okazują się spuścizną dziadków i rodziców, natychmiast stają się niezmiernie interesujące. Zwłaszcza jeśli poziom rzemiosła jest wysoki.

Na nowy „gadżet” jakim była pop-kultura i jej „zabawki”, silnie zareagowała grafika, kierując się ku nowym źródłom inspiracji. Brytyjskiej muzyce zawsze towarzyszyło niebanalne opakowanie. W latach '60 albumy muzyczne zmieniły się ze zbioru singli w złożoną wypowiedź artystyczną. W brytyjskim popie zawsze waży był obraz. Oprawa graficzna. Na okładkach płyt dominowało zdjęcie zespołu. Fotografie z epoki przed cyfrowej mają ogromny ładunek ekspresji. Te z lat '60 i '70 są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka.

Słuchanie muzyki (czytanie książek) są najbardziej krzepiącymi formami medytacji i podróży jakie wymyślono, wraz ze zmianą podejścia do wydawania płyt pojawiły się ambitne projekty graficzne. Taka jest też twórczość Rogera Deana, angielskiego malarza i grafika. Bardzo „komiksowa” i malarska. Roger Dean był najbardziej znany jako „nadworny” malarz Yes i Uriah Heep ale ma na koncie mnóstwo innych projektów muzycznych, moim zdaniem lepszych.

Artyści niewiele mogą poradzić na chaos, który nas otacza, ale mogą zaprowadzić idealny porządek na tekturowym kwadracie, który stanowi „naskórek” albumu. Uwielbiam Rogera Deana chociaż z czasem ta rozbuchana fantasy stała się ciężkostrawna, jednak od strony malarskiej są to dzieła wysokiej klasy!

W epoce Internetu muzyka wędruje po świecie bez opakowania. W latach '60-'80 okładka była „ramą obrazu”, którym była muzyka. Ta „rama” często mówiła o stosunku artysty do muzyki i zawartości.

Muzeum Imaginacji XX wieku to rozlegle pole buntu, gdzie lata '60 i '70 wydają się zwycięskimi rebeliantami zdolnymi narzucać swój punk(t) widzenia pokonanym siłom ancient regime`u, kierując się ku nowym źródłom inspiracji, wyobraźni, pierwiastkom baśniowym i poetyckim, które pojawiły się w miejscu realistycznej dosłowności. Jednym z tych rebeliantów był Martin Sharp – australijski rysownik, grafik i filmowiec. Związany raczej z grafiką prasową „popełnił” tez kilka okładek płyt. W tym również jednej ze stu najważniejszych płyt wszech czasów:

Związany przez lata z kontrkulturowym pismem „Oz” wykonał według mnie dwa najlepsze „portrety” w dziejach pop kultury. Twarz Boba Dylana zdobiąca okładkę pisma oraz „eksplodujący” Hendrix.

Zespolenie dźwięku z obrazem było czymś niesłychanym. „Rewolucyjnym”, trwającym od impresjonizmu poprzez abstrakcję aż do produkcji przemysłowej sztuki (tłoczenie płyt i powielanie okładek w milionach egzemplarzy). To rewolucja w rozległych dziejach sztuki niesłychana.

W drugiej Polowie lat '60 na scenę wkracza duet Storm Thorgerson i Aubrey Poler. Stworzyli przewrotny, ambitny surrealizm odrzucający zwykłe zdjęcia zespołów na okładkach. Ich „obrazy” często nie maja bezpośredniego związku z muzyką zawartą na albumie. Ale kiedy piosenki i treść krążka zaczynają tworzyć bezkształtną masę w głowie, obraz okładki i dźwięk zaczynają się uzupełniać. Zaczyna się „trawienie” albumu.

Zarówno Storm Thorgerson jak i Aubrey Poler uważali że grafik, który słucha muzyki nie musi tworzyć bezpośrednich związków. Robi to nawiązując do treści w sposób „okrężny”. Okładka to nic innego jak obraz i „malowanie” muzyki i nie mogła być nudna, miała podbijać wyobraźnię.

Niestety zmniejszanie rozmiaru nośnika muzyki do wielkości CD jeśli nawet nie zabiło dzieła sztuki jakimi były okładki płyt, to na pewno mocno ograniczyły ich oddziaływanie.

IPod i MP3 są znakomitym wynalazkiem, ja jednak ciągle kupuję płyty bo to, co chcę zyskać to nie matematyka i reszta nauk ścisłych, tylko „serce i dusza”. Chcę żeby muzyka mniej przypominała laptop, a bardziej książkę, a codzienna przyjemność słuchania płyt może być źródłem ekstatycznego szczęścia.

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2024 Portal Winylowy. All rights reserved.