Wywiady

Marek Łączyński

Konrad Helwig
Konrad Helwig
10.06.2016

Antykwariat Grochowski to miejsce, które już bardzo silnie wpisało się w krajobraz nie tylko dzielnicy, ale całej Warszawy. Choć miejsce to słynie przede wszystkim z książek, to jednak płyty winylowe z roku na rok stanowią coraz większą siłę tego miejsca. O początkach antykwariatu, niegasnącej, winylowej pasji oraz otwarciu Piwnicy pełnej winylowych rarytasów rozmawiamy z właścicielem antykwariatu – Markiem Łączyńskim. 

Z targowiska do akademika

Konrad Helwig: Antykwariat Grochowski istnieje już ponad 10 lat. Opowiedz na początek o tym, jak doszło do tego, że zdecydowałeś się na jego założenie. 

Marek Łączyński: Antykwariat Grochowski powstał w 2004 roku. Na Targowisku Szembeka prowadziłem sklep z zabawkami. Któregoś dnia znajomy przyszedł do mnie z propozycją sprzedaży książek po 30 groszy od sztuki. Zgodziłem się i następnego dnia w sklepie obok zabawek pojawiły się 4 kartony książek po złotówce. Po jakimś czasie postawiłem mały regalik, później wynająłem dziesięciometrowy pawilon, a następnie dorzuciłem kolejnych 20 metrów. Po 3 latach powierzchnia antykwariatu rozrosła się do 100 metrów plus magazyny.

Czy płyty winylowe były od samego początku obecne w antykwariacie?

Na początku była to tylko sprzedaż książek, z czasem jednak ludzie zaczęli przynosić rozmaite rzeczy, w tym płyty CD, DVD i co sprawiło mi ogromną radość - winyle. Zazwyczaj były to pozycje, które nie cieszą się specjalnym wzięciem u klientów. Przede wszystkim polska muzyka pop z lat 60. i 70. Zespoły typu Mazowsze, Śląsk czy wschodnie wydania muzyki klasycznej, itp. Gdy trafiłem na rock, blues czy jazz to już była pełnia szczęścia.

Kiedy postanowiłeś zmienić lokalizację antykwariatu i co za tym stało?

W roku 2012 byliśmy zmuszeni przeprowadzić się do innego lokalu, na ulicę Kickiego 12, do słynnego akademika na Kicu. Bardzo bałem się tych przenosin, gdyż sklep miał znaleźć się na uboczu. Szanse na powodzenie upatrywałem jednak w studentach. Zastanawiałem się, czy oni tylko balują, czy też można na nich liczyć jako czytelników i melomanów - innymi słowy moich klientów. Po paru miesiącach okazało się, że jak najbardziej. Myślę, że magnesem dla nich mogły być m.in. płyty winylowe. Znajdowały się w centralnym miejscu, dzięki czemu rzucały się od razu w oczy. Jednak cały czas były one tylko dodatkiem do głównego asortymentu antykwariatu, jakim były książki.

Od książek do winyli

Jednak z czasem winyli było u Ciebie coraz więcej i więcej. Czy to zasługa wyłącznie ludzi, którzy je do Ciebie przynosili? Czy także Ty sam zajmujesz się sprowadzeniem co ciekawszych pozycji na półki antykwariatu?

Pewnego razu Czarek Polak zorganizował w swojej klubokawiarni „Kicia Kocia” targ winyli. Wystawiłem się tam ze swoimi płytami. Masa ludzi zainteresowanych i bardzo dobra sprzedaż podsunęła mi myśl, aby jednak poważniej zając się tym tematem. Nie można było liczyć na dobre płyty zachodnie od ludzi prywatnych sprzedających swoje kolekcje, były to bowiem zazwyczaj zbiory pochodzące ze wschodniej Europy. Rzadko kiedy można było kupić coś interesującego.

Zacząłem więc kupować od pośredników - ludzi którzy przywozili płyty z Wielkiej Brytanii, Niemiec czy zza Oceanu. W zeszłym roku pojechaliśmy na targi do Holandii, do Utrechtu. Ogrom tego miejsca i ilośc cudownych płyt po prostu zwala z nóg. W pierwszy dzień wydałem połowę pieniędzy, a o 10 rano drugiego dnia nie miałem już nic. Szaleństwo! Został jeszcze 3 dzień, a ja miałem 10 dolarów w portfelu. Wydałem je na piękne przedwojenne pocztówki z Warszawą.

Wtedy przywiozłem stamtąd około 400-stu płyt. W tym roku, nauczony doświadczeniem, wziąłem zdecydowanie więcej pieniędzy. Niestety, niewiele to pomogło, gdyż skończyły mi się jeszcze szybciej - już pierwszego dnia! Całe szczęście, że wraz z Kamilem z Vinyl Tamka, udało nam się zorganizować stoisko, na którym wystawiliśmy polskie płyty. Jak tylko coś sprzedaliśmy, zaraz zamienialiśmy to na nowe płyty.

Wracaliśmy kompletnie bez pieniędzy i strach wielki nas ogarnął, jak za niewielkie przekroczenie prędkości, złapała nas w Holandii policja i zagroziła mandatem w wysokości 200 Euro lub konfiskatą samochodu. Zielono-bladzi na twarzy, z otwartymi szeroko oczami, słuchaliśmy pana w mundurze, który w ostateczności darował nam przewinienie, pouczył i życzył szerokiej drogi. Ufff...

Przywiozłem wtedy do antykwariatu prawie 1200 płyt. Cały Renault Traffic wypełniony był po sufit.

Z gruntu pod ziemię

Pretekstem naszej rozmowy jest powiększenie powierzchni antykwariatu i otwarcie w zeszłą sobotę drugiego lokalu - Antykwariatu Grochowskiego Piwnica, w którym to już płyty winylowe grają pierwsze skrzypce. 

Od paru lat wiedziałem, że w akademiku znajduję się takie miejsce z ogromnym potencjałem, lecz nie miałem pomysłu jak je spożytkować. W zeszłym roku udało mi się kupić masę książek z kończącego działalność małego antykwariatu. Pierwsza myśl – gdzie ja to wszystko pomieszczę? Odpowiedź nasunęła się sama... W dziesięć minut zdecydowałem o powiększeniu naszego sklepu i zaadaptowaniu pięknej piwnicy.

Dopiero później wpadłem na pomysł, aby muzyka była tam na pierwszym miejscu. Podstawą miały być winyle, ale są też płyty CD, kasety magnetofonowe, DVD z koncertami i filmami, książki muzyczne, itp. Ustawiliśmy dwie kanapy, trzy fotele, są odsłuchy na gramofonach, kompakcie, a nawet magnetofonie. Można napić się u nas kawy, Oranżady Grochowskiej, a nawet się zdrzemnąć, gdyż wygodne są bardzo te nasze siedziska...

Czy wraz z tą winylową inwazją planujesz także mocniejsze wejście do internetu ze swoją ofertą?

Od 4 lat prowadzimy sklep internetowy agrochowski.pl. Mamy tam prawie 70 tys. książek. Teraz, po otwarciu Piwnicy, zamierzam zacząć także wstawiać płyty winylowe. Myślę, że w przeciągu najbliższych dwóch tygodni ruszymy ze sprzedażą online.

Antykwariat to dość specyficzne miejsce, do którego zaglądają niezwykle interesujące indywidua - zarówno kupujący, jak i sprzedawcy. Opowiedz nam o najbardziej nietypowych klientach i zdarzeniach, które zapadły Ci w pamięć.

Najbardziej utkwił mi w pamięci młody chłopak, który chciał sprzedać kilkutysięczną kolekcję płyt po zmarłym ojcu. Przywiózł do nas pierwszą partię - płyty bardzo dobre, w moich klimatach. Dobiliśmy targu - chłopak zadowolony, ja też. Za parę dni miał przywieźć kolejne sztuki. W międzyczasie dostałem telefon od znajomego z innego antykwariatu z pytaniem czy aby nie kupowałem ostatnio takiej a takiej kolekcji. Okazało się, że tatko żyje i ma się naprawdę dobrze... Całe szczęście, że wszelkie transakcje dokumentujemy oświadczeniem kupna-sprzedaży - był dowód, że pieniądze zapłaciłem. Płyty niestety musiałem oddać.

Mam pana, stałego klienta, który przychodzi po płyty z muzyką klasyczną, ale zazwyczaj nie chce wydać więcej niż 1 zł za sztukę. Inny pan kupuje dużo, raz w miesiącu, ale tylko płyty polskie i koniecznie jak najtaniej. Próbuje zbierać wszystko co wyszło w naszym kraju. Przyjeżdża też do nas fajna para z Białorusi - tylko w celu zakupu płyt rockowych.

Od Perfectu do Circus

Jak rozwijała się Twoja pasja do muzyki i do płyt winylowych. Czy muzyka i winyle od zawsze tworzyły u Ciebie nierozerwalny duet?

Muzyki zacząłem słuchać w 1980 roku, kiedy dostałem od starszej siostry kasetę dziewięćdziesiątkę firmy Stilon z kawałkami rockowych tuzów. Pamiętam, że było tam „Never Before” i „Woman from Tokio” Deep Purple, „Angie” Stonesów czy utwory Zeppelinów. Wtedy zostałem zaszczepiony starym rockiem...

Pierwszy gramofon kupiłem w 1986 roku, była to Unitra robiona na eksport pod nazwą „Tsuba”. Cudny! Służył mi prawie 30 lat. I w tym czasie tylko raz wymagał małej naprawy. Taki sprzęt robiono kiedyś! Sprzedałem go dopiero w zeszłym roku stałej klientce naszego antykwariatu.

Moją pierwszą płytą winylową była „Live” Perfectu, którą kupiłem w słynnym sklepie na Słupeckiej na początku lat 80., stojąc po nią wraz z przyjacielem w kilkusetmetrowej kolejce... Słuchałem jej na „Mister Hicie” moich rodziców. Najczęściej płyty kupowałem w księgarni przy ulicy Egipskiej. Był to m.in. Breakout, Niemen, Recydywa Blues Band czy Izrael. Pierwszym zachodnim winylem, kupionym chyba na Jarmarku Perskim na Żoliborzu, była płyta Deep Purple „Machine Head”, bardzo dobre wydanie wytwórni Horzu.

I winyle towarzyszą Ci nieprzerwanie od tamtych lat?

Na początku lat 90. nie ominęło mnie zachłyśnięcie płytami CD. Całe szczęście, że winyle zostały, że ich nie sprzedałem, a co gorsza nie wyrzuciłem, jak to zrobiło wielu moich klientów, którzy teraz opowiadają o tym z łezką w oku i grymasem na twarzy. Moje płyty przeczekały ten okres na pawlaczu u rodziców. Wróciłem do nich pod koniec lat 90. Kolekcję, która obecnie składa się z paru tysięcy tytułów, zacząłem poszerzać już w czasie prowadzenia antykwariatu.

Opowiedz nam coś więcej o Twojej kolekcji. Czy interesując się muzyką "z epoki" kupujesz tylko pierwsze tłoczenia?

Od 36 lat interesuję się muzyką lat 60. i 70. - jazzrockiem, progressive, psychodelic, bluesem. Wśród swoich płyt mam wiele polskiego jazzu. Nie jestem jakimś wytrawnym kolekcjonerem. Często nie zależy mi na pierwszych tłoczeniach, a po prostu na tytule. Niestety te płyty, które chciałbym mieć w swojej kolekcji kosztują po kilkaset, a nawet kilka tysięcy euro  - muszę więc zadowolić się reedycjami.

A Twój jeden, jedyny, najważniejszy, nie-sprzedam-za-żadne-pieniądze winyl w kolekcji to... 

Moją perełką w zbiorach jest szwajcarski zespół psychodeliczno-progresywny Circus. Płytę „Movin' On” kupiłem za 100 euro, ale jest to mój numer jeden w muzyce od dwudziestu kilku lat, więc nie mogłem sobie odmówić.

Ku wieczności...

Rynek płyt winylowych rośnie w siłę. Widać to doskonale właśnie po takich miejscach jak Twoje. To w końcu zapotrzebowanie rynku stoi bezpośrednio za otwarciem Twojej Piwnicy. Jak Twoim zdaniem wygląda polski rynek winylowy w porównaniu z zachodnim?

Rynek płyt winylowych w Polsce coraz szybciej się rozwija dzięki kilku młodym zapaleńcom, którzy jeżdżą po zachodniej Europie, przywożą do nas świetne płyty i organizują giełdy winylowe w miastach całego kraju. Są to m.in. Maciek "Risky" Kopeć, który prowadzi cykliczny, warszawski „Winyl Market”, a wraz z Pawłem Janiszewskim z Lublina objazdowe imprezy z płytami winylowymi w roli głównej - „Tysiące Winyli”. Od kilku lat działa wznowiona przez Kamila z „Vinyl Tamka” i Jurka Gaździka giełda w Hybrydach, której współzałożycielem jest także Wojtek „Gofer” Kapelko - skądinąd organizator „Wielkiego Antykwariatu” i „Winylobrania”.

Dzieje się coraz więcej, ale w porównaniu z rynkiem zachodnim jeszcze jesteśmy w powijakach. Powoli u nas też kształtuje się rynek wtórny - czyli miłośnicy starych płyt niedługo zapełnią sobie półki i będą chcieli sprzedawać swoje analogi lub wymieniać je na inne tytuły.

Czyli winyle wróciły do nas na dobre...

Od kilku lat można zaobserwować renesans płyt winylowych. Wydaje mi się, że nastąpiło znużenie i zmęczenie muzyką cyfrową. Niektórzy ludzie mają dosyć wszelkich mp3 i tym podobnych urządzeń, które są zimne, płaskie i nijakie. Następuje powrót do korzeni, do pięknie wydanej dużej płyty, z artystyczną, najlepiej otwieraną okładką i z insertem w środku. Poza tym włączanie i przekładanie płyty na drugą stronę to niemalże rytuał. Swój smak ma również kupowanie starych płyt, oglądanie w jakim są stanie, ręczne mycie ich po zakupie, a po myciu sprawdzanie jak zyskał na tym dźwięk. Rewelacja! Cały klimat.

Ci ludzie, którzy wrócili do analogu, już nie odejdą - ponieważ jak już ktoś połknął bakcyla, to nie da rady go wypluć. To jest na lata, wiem to sam po sobie.

Dzięki za rozmowę.

Kilka zdjęć z Otwarcia Antykwariatu Grochowskiego - Piwnica

 

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2024 Portal Winylowy. All rights reserved.