Wywiady

Jacek Biliński (Wicked Heads)

Marcin Mieszczak
Marcin Mieszczak
10.09.2014

O alternative country – nurcie, który jest w Polsce niemal nieznany, o Dr Zoydbergh i o winylach oczywiście rozmawiamy z Jackiem Bilińskim z zespołu Wicked Heads.

 

Marcin Mieszczak: Panie i Panowie - jak się gra w Polsce alt country - nurt, który w zasadzie nie istnieje na rodzimym rynku?

Jacek Biliński: Tak samo jak crust soul, ludzie kompletnie nie wiedzą, co to jest:) Country kojarzy im się z amerykańską potańcówką, a alt może oznaczać np altanę. Niestety ta muzyka w Polsce kompletnie się nie przyjęła i nie mamy przedstawicieli na naszym rynku. Chociaż z drugiej strony miałem przyjemność byc dwukrotnie w Polsce na koncercie Calexico, publiczność dopisała i wszyscy znali ich piosenki. Myślę, że ta luka na rynku jest do zapełnienia, brakuje jedynie promocji ze strony mediów. Country ma w Polsce pejoratywny wydźwięk.

Czas przedstawić Wicked Heads - nowy zespół, ale doświadczonych muzyków. Opowiedz, jak to się stało, że Twój poprzedni zespół - Dr Zoydbergh zamienił się w Wicked Heads.

To dość długa historia. Dr Zoydbergh przez ostatnie dwa lata grał jako trio, bez wokalisty Artura, który opuścił zespół w 2012 roku. Przez ten czas skoncentrowaliśmy się na muzyce improwizowanej, alt avant punk dżezie;). Po jakimś czasie zaczęliśmy tęsknić do piosenek i prostszych form. Ostatnie lata grania z Arturem, to również flirt Zoydbergha z alt country, więc przejście na nazwijmy to americanę w Wicked Heads było naturalnym procesem.

Kasię poznaliśmy kilka lat temu, wiedzieliśmy, że śpiewa i postanowiliśmy zaprosić ją na dwa koncerty-jamy Dr Zoydbergh. Na tą okazję przygotowaliśmy piosenkę „Lullaby”. Po dwóch wspólnych koncertach doszliśmy do przekonania, że granie razem się klei i zaproponowaliśmy Kasi posadę wokalistki. Oczywiście kontynuacja Dr Zoydbergha w takim składzie,z kobietą na szpicy (Dr Zoydbergh był szowinistycznym, ksenofobicznym składem) byłaby nieuczciwa. Pojawiła się potrzeba stworzenia nowej nazwy, bo i muzyka skręciła w dotąd nieznane dla zoya rejony. Początkowo chcieliśmy nazwać się Earaserheads, okazało się, że jest już taki zespół, więc wyrzuciliśmy pierwszy człon, dodaliśmy wicked w nawiązaniu do pierwszego klipu Chrisa Isaaka w którym palce maczał David Lynch i powstało Wicked Heads. Natomiast jeśli chodzi o Dr Zoydbergh, pewien rozdział się skończył, co nie znaczy jednak, że nie napiszemy kolejnego...

Na koncie macie nagraną EP-kę i 4 utwory. Kiedy planujecie wydać debiutancki album?

Kiedy będzie nas na niego stać:). Materiał już jest, chociaż ciągle powstają nowe pomysły, piosenki. Uwielbiam nagrywać, sam proces rejestracji dźwięku, możliwości jakie daje praca w studiu, strasznie mnie kręci i już nie mogę się tego doczekać. Jednak teraz jest czas na to, żeby doszlifować pomysły, ograć materiał na koncertach. Nie mamy konkretnej daty, natomiast planujemy w październiku wejść do studia na jakąś mała sesję. Co z tego powstanie, może kolejna epka, może singiel, tego jeszcze nie wiemy. Po drodze mamy również przygotować muzykę do filmu naszych przyjaciół Asi Urbaniec i Łukasza Lendy. Nie nudzimy się, jest nad czym pracować.

Kiedy już powstanie nowy album, zamierzacie wydać go na winylu?

Osobiście to jedno z moich największych muzycznych marzeń. Mieć na półce swój winyl to brzmi dumnie:). Wydaje mi się, że nasza muzyka powinna zabrzmieć z winyla. I zabrzmiałaby z niego fenomenalnie:)

Sam od jakiegoś czasu mocno wkręciłem się w kolekcjonowanie i słuchanie czarnych płyt. W Polsce, to w zasadzie jedyne źródło dotarcia do muzyki, której szukam, czyli old school death metal country:). Wszyscy w Wicked Heads jesteśmy zwolennikami powrotu do muzycznych źródeł, więc winyl byłby tego naturalnym potwierdzeniem. Cała ta cyfryzacja kultury niszczy to, co w niej najistotniejsze, sprowadza kulturę do zwykłego, zimnego produktu. A my kochamy ciepło, jakie daje kultura analogowa. Jesteśmy jeszcze z tamtej epoki:)

Często koncertujecie?

Dopiero zaczynamy. Pierwszy oficjalny koncert zagraliśmy w czerwcu. Okres wakacyjny, to poza festiwalami, troszkę ogórkowy okres. Myślę, ze wszystko wystartuje na jesieni, mam taką nadzieję.

Porozmawiajmy o alt country i americanie. Ja sam osobiście jestem wielkim fanem gatunku. Jakie wymieniłbyś najważniejsze płyty tych gatunków? Jakie wpłynęły bezpośrednio na twórczość Wicked Heads?

Mój pierwszy kontakt z alt country to płyta Calecixo „Black Light”. Do dzisiaj to moja ulubiona płyta tego zespołu. Jej brzmienie kompletnie mnie zahipnotyzowało. Natomiast sam termin alt country jest mocno naciągany, podobnie jak kiedyś np. grunge. Z jednej strony mamy np. Uncle Tupelo, a z drugiej Giant Sand, O'Death czy mój ukochany Punch Brothers. Tak naprawdę różne światy, a jednak wszystkie te zespoły wrzucane są do tego samego wora. Osobiście bardziej kręci mnie klasyczne country, honky tonk, western swing i cała ta banda kaczuchowatych głosów, piosenek o kurakach, imprezach i złamanych sercach. Jednak tak naprawdę słuchamy przeróżnych rzeczy, nie jest to tylko muzyka z pogranicza country. Mamy otwarte głowy i zupełnie nie przeszkadza nam słuchanie chociażby Brutal Truth obok Witolda Lutosławskiego. Wicked Heads mocno nawiązuje do americany, ale na całym naszym materiale znajdziesz masę aluzji i odwołań
do przeróżnych gatunków muzycznych. Americana jest tylko punktem wyjścia.

Czy znacie jakiekolwiek ciekawe polskie grupy, wykonujące muzykę w tej stylistyce lub do niej nawiązujące?

Poza nami jest jeszcze Radio Ufo, wczesne Mitch & Mitch, Wovoka:) Nie ma tego zbyt wiele. Zresztą przyznam, ze jestem troszkę ignorantem jeśli chodzi o polskie próby countrowania. Trochę ten cynizm kłóci się z moją fascynacją i próbą sprzedania ludziom tej muzyki. Jednak zaczynam obserwować wzrost zainteresowania country w Polsce. Takie filmy jak np. „True Detective” chociażby podsycają zainteresowanie ludzi tymi klimatami. Muzycy w Polsce zaczynają sięgać po klasyczne countrowe instrumenty, takie jak np banjo, zaczynają interesować się muzyką akustyczną, amerykańskim folkiem. Country to największy rynek muzyczny na świecie i liczę, że jeszcze wszyscy hipsterzy włożą kapelusze. Chociaż wtedy pewnie na złość zaczniemy grać grind punk.

Jak się Twoim zdaniem ma alt country do country? Ile w tym wszystkim jest samego szeregowania gatunków i podgatunków muzycznych, a ile rzeczywistych różnic? A może to kwestia podejścia muzyków do komponowania i opowiadania historii?

Przede wszystkim alt country powstało jako rodzaj buntu przeciwko komercyjnemu country, i całej tej badziewnej scenie pop country, która owszem stworzyła potężny rynek country, ale odeszła od samej istoty country, czyli muzyki honky tonk. Same kapelusze i telecastery, pąpowane cyce i jeansy nie wystarczą żeby być prawdziwym kowbojem:) Jeśli chodzi o różnice alt country i country te są ogromne. Alt country bardzo mocno nawiązuje do muzyki punk, alterntywnego rocka, to muzyczny koktajl , którego country jest jedynie jednym ze składników. Country natomiast to czysta muzyka, tak samo niezależna jak blues czy jazz. To źródło. Osobiście w alt country brakuje mi tych wspaniałych muzycznych umiejętności, które tak mocno oczarowały mnie w kontakcie z rasowym country:). Natomiast brzmienie muzyki alt country to ciepło, które bardzo przyciąga:)

Wymarzony skład supergrupy w stylistyce alt country/americana to...

Chris Thile na mandolinie i wokalu, Sam Phillips na wokalu, Marc Ribot na gitarze i Jerry Douglas na dobro, Frank Fairfield na banjo, Chris Wood na basie i John Convertino na perkusji. Grają premierowe numery Becka. Produkcją mógłby się zająć T. Bone Burnett.

Stawiam piwko, jak tylko spotkamy się na tym koncercie:) Dziękuję bardzo za rozmowę.

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2024 Portal Winylowy. All rights reserved.